czwartek, 26 grudnia 2013

Prolog - Na skrzydłach.

Prolog – Na skrzydłach.



 Jednym z wielu, czego nienawidzę są zatłoczone miejsca. Tak jak na przykład lotnisko, gdzie aktualnie się znajdowałem. Poza tym, targanie dwóch walizek męczy człowieka, zwłaszcza, kiedy jest się po kilkugodzinnym locie, a na zewnątrz słońce praży jak głupie. Przystanąłem przy automacie do kawy i wyciągnąłem telefon z kieszeni. Nie musiałem czekać długo, aby poczuć wibracje.  
- Automat z kawą, na lewo od wejścia numer cztery. - Rozłączyłem się nim mój rozmówca zdążył coś powiedzieć. Już szedł w moim kierunku. 
- Anthony. - Przywitał mnie z uśmiechem. 
- Witaj Ksawery. - Odkąd go ostatnio widziałem bardzo się zmienił. Zapuścił włosy, zrezygnował z okularów. Czułem, że mamy wiele tematów do omówienia. Ale to później, przy kawie. - Miło cię znów widzieć. 
- Ciebie również. Choć popsułeś mi plany. Ale czego nie robi się dla przyjaciół? - Cały Ksawery. Wszystko dla tych najbliższych. Wierzę, że naprawdę jestem jednym z nich. Przez rok, kiedy nie mieszkałem w Polsce, nasz kontakt się osłabił.  
- Pozwól, że postawię ci najdroższą kawę w mieście, jak tylko dojedziemy na miejsce. Rozpakuję się i zabieram cię na pyszne, gorące latte. - Nie czekając na jego reakcję chwyciłem za uchwyty walizek i ruszyłem przed siebie. Jednak coś kazało mi się zatrzymać. - Em... gdzie zaparkowałeś?
Roześmiał się, wziął jedną z moich walizek i ruszył na parking podziemny, nawet się za mną nie oglądając. 
- Ej! Czekaj na mnie. - Krzyknąłem rozbawiony. 
Droga do mieszkania Ksawerego upłynęła dość szybko. Towarzyszyła nam dobra muzyka oraz mnóstwo tematów do rozmów, mniej poważnych niż zwykle. Kiedy dotarliśmy pod wieżowiec Ksawerego, który wyglądał na lekko zaniedbany, chciałem jak najszybciej uporać się z walizkami i rozpakowywaniem się. Do czasu aż nie znajdę pracy byłem zmuszony mieszkać razem z nim. Nie przeszkadzało mi to, ale bałem się, że mogę być utrapieniem dla niego. 
- Jesteś pewien, że nie będę dla ciebie problemem? 
- Tak. Jestem pewien. A teraz nie gadaj tylko rusz dupę i wnoś jedną z twoich walizek na trzecie piętro, bo tam właśnie będziesz teraz mieszkał. - Powiedział lekko zdenerwowany. Był sierpień, słońce piekło jak nigdy. Nie dziwiłem się mu, że chce już wejść do swojego mieszkania. Nie zwlekając zabraliśmy moje bagaże i weszliśmy do klatki schodowej. Panował tam przyjemny chłód. 
Kiedy dotarliśmy przed drzwi jego mieszkania byłem lekko zasapany. Ksawery zresztą też. Przekraczając próg poczułem lekkie zdziwienie.
Powitała mnie kawalerka większa niż oczekiwałem. Jasne, mówił, że wieżowiec, że dość ładnie wyglądający w środku, ale czegoś takiego się nie spodziewałem. Z zewnątrz wcale to nie wyglądało na luksusowe. Pierwsze, co rzuciło mi się oczy to duża, przestronna kuchnia, która była urządzona z klasą. Białe blaty i półki z białymi akcentami, duża srebrna lodówka, niewielki stół na środku, wokół którego ustawione były czarne pufy z zielonym oparciem. Skąd on miał na to pieniądze? 
- Co się tak gapisz? Właź. - Patrzył na mnie lekko zdezorientowany.
Walizki zostawiłem niedaleko stołu i skręciłem w lewo, do jego sypialni, jak sądziłem. Tam zobaczyłem duże łóżko, które mogłoby pomieścić cztery osoby. Najbardziej zadziwiające były ogromne okna, które zajmowały ¾ ściany. Ksawery mieszkał w raju!
Ogólnie całe mieszkanie było stonowane w kolorach czarnym, białym i zielonym. Bardzo przyjemne dla oka. 
- Gdzie ja będę spał? - Zapytałem, bo nie widziałem żadnych dodatkowych drzwi albo po prostu je ominąłem.
- Chodź. - Koło drzwi do łazienki znajdowały się inne drzwi. Pomieszczenie to było raczej średniej wielkości w porównaniu z sypialnią Ksawerego. - A co? Myślałeś, że będziesz w piwnicy spał? Albo, co gorsza, ze mną?! - Rzucił z rozbawieniem. 
- Ta, chciałbyś. - Roześmiałem się. Ten pokój również powalał wyglądem. - Mam pytanie. Skąd masz na to wszystko kasę? 
- Moi rodzice mnie bardzo kochają. - Powiedział ze znużeniem. - Czyli po prostu kupili mi mieszkanie, opłacają mi czynsz, dają kasę na co chcę, bylebym tylko się do nich nie przyznawał. Miłe, co nie? - W jego słowach było słychać ból. 
- Ksawery... chodź, idziemy na kawę. Ja stawiam. A później pójdziemy na coś mocniejszego. - Nie wyglądał na przekonanego. - Proszę? - Nie czekając na jego reakcję pociągnąłem go w stronę wyjścia.
Wiem, że mogę żałować mojego powrotu do Polski. To była całkowicie spontaniczna decyzja.
To tutaj po raz pierwszy poczułem wolność będąc z moimi przyjaciółmi. Z tym krajem mam najlepsze wspomnienia. Nie każde było dobre, ale czuję, że tutaj jest moje miejsce.

I choć jestem rozdarty pomiędzy Norwegią, Finlandią i Polską, znów chcę się poczuć jak na skrzydłach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz